Brakuje mi celu. Czegoś dla czego będzie chciało mi się wstać rano i zacząć cokolwiek robić. Czegoś co doda mi siły, coś co będę chciał osiągnąć i w co będę wierzył. Kolejne dni niczym się nie różnią, śpię, wstaję, jem, kładę się spać i tak w kółko. Czasami wyjście ze znajomymi, pisanie czy wspinaczka. I tyle. Praca magisterska - dalej nieskończona, cały czas się czai jak wyrzut sumienia. Przeraża mnie koniec studiów, pięć lat robiłem coś co w tej chwili niewiele znaczy, zarówno dla mnie jak i na rynku pracy. Mogę być kolejnym bezrobotnym magistrem lub pracować za 800 zł. Perspektywy nieciekawe. Nie mam motywacji, bo nie mam celu. Ambitne plany z pierwszych lat studiów nie miały szans w konfrontacji z rzeczywistością i umarły naturalną śmiercią.